Obsada
Dorota Ficoń
Halina Kosela
Jaga Siemaszko
Marta Szmigielska
Piotr Dąbrowski
Krzysztof Łakomik
Krzysztof Najbor
Lech Wołczyk
Marek Wrona
Anna Kaszkin (gościnnie)
Joanna Milej (gościnnie)
Maciej Buchcic (gościnnie)
Realizatorzy
Reżyseria – Andrzej St. Dziuk
Scenografia – Ewa Dyakowska-Berbeka i Andrzej St. Dziuk
Muzyka – Jerzy Chruściński
Premiera – 25 listopada 1995 na Dużej Scenie
W teatrze zakopiańskim diabeł zastawiał na widza metafizyczne macki, nakładając kostiumy różnych osobowych wcieleń. Często był już obecny na widowni, zanim weszła publiczność albo przybywał z tajemniczej i mrocznej przestrzeni, wezwany przez bohaterów widowiska. W repertuarze sceny na Chramcówkach znalazło się jednak przedstawienie, które można by uznać za demonstrację sytuacji szczególnej: gdy człowiek, posługując się Bogiem – sam stwarza Diabła. Były to Millerowskie Czarownice z Salem. Spektakl zainicjował większy zwrot w stronę realizmu, choć równocześnie znakomicie wykorzystał zdobyte doświadczenia misteryjno-ekspresjonistyczne. Andrzeja Dziuka, jak zwykle, nie interesowały kwestie okazjonalne, lecz pryncypialne: dramat słabości i odwagi duchowej człowieka, postawionego w obliczu ostatecznych zagrożeń. Ich nieuniknionego naporu publiczność zrazu nie odczuwała, teatr tchnął bowiem atmosferą surowości i prostoty wiejskiego odludzia, zanurzonego w złudnym spokoju. W trakcie scenicznej przedakcji widzowie krążyli między kopcami słomy, pogryzając smakowite cząstki chleba ze smalcem. Na miejsce wydarzeń wchodziliśmy wąskim, ciemnym przesmykiem po lewej stronie, prowadzącym w przestrzeń zorganizowaną na wprost od foyer. Przypominała obszerną stodołę, z kilkoma wysokimi drabinami rozstawionymi po linii półkolistego wnętrza; jego drugą część wypełniały ławy, przygotowane dla społeczności Salem, którą stanowili wchodzący: świadkowie i sędziowie procesu o czary, jaki miał się niebawem rozpocząć. Przedstawienie ujawniło zadziwiający paradoks: inkwizytorzy usiłowali przegnać „diabła” egzorcyzmami, aby strachem wymusić posłuszeństwo wobec kościelnej instytucji, a tymczasem, wbrew własnym intencjom, wyzwolili w podsądnych odruch buntu, z którego zrodziło się poczucie godności człowieka. Był to nieoczekiwany skutek dochodzenia, którego okrucieństwo i bezzasadność przeraziły nawet wielebnego Hale’a, wcześniej wytrawnego tropiciela diabła… Spętać naturę surowymi rygorami, które pozornie ograniczą jej przemoc, skrępować diabła – czy to sposób, aby zapewnić sobie poczucie kruchego bezpieczeństwa? Kruchego, bo trzeba czuwać nieprzerwanie, by się nie wymknął! Wszak przybierając dowolną postać i przenikając w dowolne miejsce – może być wszędzie.
Prof. Ewa Łubieniewska