Tytuł wystawy oczywiście pochodzi od tytułu jednej z wielu fotografii, która przedstawia artystę wcielającego się w anonimowego drania. W utworach dramatycznych, powieściach, na rysunkach i portretach pastelowych Witkiewicz ukazał wyjątkową kolekcję interesująco skonstruowanych i psychologicznie skomplikowanych osobowości. Natomiast liczne fotografie dotyczyły zwłaszcza jego osoby. Witkacy chętnie demonstrował zdolności aktorskie, notorycznie ponawiał próby przeistoczenia się w kolejne, czasem kontrowersyjne postaci. Tym samym stworzył obraz własnego, barwnego, wielokrotnego wizerunku, utrwalonego na fotografiach. Bawiło go eksperymentowanie z nieograniczonymi możliwościami wyobraźni. Niewątpliwie imponował gronu przyjaciół, czy uwielbiającym go kobietom, obserwującym jego performansowe zmagania w czasie spotkań towarzyskich. Jednakże owa skłonność artysty kryła poważniejsze przesłanie. Obecność obiektywu mobilizowała i pobudzała. Większość jego fotograficznych portretów przedstawia kreatywnego, pełnego temperamentu artystę, kolejne wersje indywiduum o różnorodnych obliczach. Niewiele portretów przedstawia Witkacego w stanie spoczynku czy zadumy, chociaż i to czasami wydaje się zagrane. Zatem która z niezliczonej ilości fotografii przedstawia istotę Witkacowskiego Istnienia Poszczególnego – jedna, czy wszystkie razem?
Przy okazji rocznicy urodzin Witkacego chcielibyśmy przypomnieć jego najciekawsze portrety. Najpopularniejszymi z wizerunków Witkacego stały się bynajmniej nie te naturalne, jego twarze ze zdjęć niepozowanych, mające nosić znamiona prawdy, lecz utrwalone fotograficznie maski. To twarze-maski z życia zmienionego w teatr przysparzają mu dziś sławy. Te, które wbrew swej sztuczności robią wrażenie nadrzeczywistych i naznaczonych tragizmem, w których tragedia sąsiaduje z groteską. Bo ze wszystkim, co stworzył, nawet w sferze drobiazgów, kojarzą się dzisiaj właśnie tragedia i groteska. Osobowość artysty, naznaczona „wichrem nieznanych przeciętnemu człowiekowi uczuć metafizycznych“, wyłania się z kilku niezapomnianych portretów-masek. Jedno z wcieleń widnieje na inscenizowanej fotografii wykonanej przez Tadeusza Langiera w 1939 roku w Zakopanem. Jest to Witkacy-Napoleon, Witkiewicz w roli wielkiego wodza, na co wskazuje już sam tytuł fotografii. Tymczasem, być może ku zaskoczeniu badaczy, maska Witkacego-Napoleona stała się jego najczęściej publikowanym wizerunkiem nie tylko w Polsce, lecz w wielu zagranicznych wydawnictwach dotyczących jego dzieł literackich, na plakatach wystaw muzealnych etc. W dodatku owa maska coraz częściej funkcjonuje już bez tytułu, bowiem przyrosła mu już do twarzy. Dlaczego utożsamiono maskę z istotą duchową artysty, z prawdziwym jego obliczem? Czyżby dlatego, że to, co odegrane, wydaje się dosadniejsze i wyrazistsze? Miał rację Oskar Wilde: „Maska więcej nam mówi niż twarz. Te przebrania spotęgowały jego indywidualność“. Rzeczywiście przebranie nie tylko uwydatniło, lecz i wzmogło osobowość Witkacego. Nic dziwnego, że dziś wizerunkowi temu wkłada się w usta Witkacowskie sentencje, zwłaszcza: „bez kompromisu“. Tytuł Napoleon stał się z czasem zbędnym dodatkiem, niepotrzebnym wtrętem do tej genialnej fotografii, kojarzonej już z uniwersalnym przekazem ukrytym w wyrazie twarzy Witkacego.
Inny znanym, często publikowanym tragicznym wizerunkiem-maską jest jeden z serii sześciu portretów Witkacego wykonanych przez Józefa Głogowskiego w 1931 roku. Na podstawie dwóch przeciwstawnych w psychologicznym wyrazie zdjęć tej serii Bronisław Linke namalował w 1958 roku w technice gwaszu swój hołd dla zmarłego przyjaciela: niezwykły, nadrealny portret podwójny. Jedno z oblicz tego wizerunku ma, jak wiadomo, twarz pogodną, naturalną, bez widocznych śladów gry, rozjaśnioną spokojem. Drugie, o zmarszczonych brwiach i zasępionym czole – to twarz tragicznego mędrca-wizjonera, katastrofisty. Istotne jest na tym portrecie rozmieszczenie postaci. Pomiędzy dwiema personami, czyli obliczami siebie, rozgrywa się pewien spektakl. Ta o twarzy spokojnej, aprobująca i pochwalająca życie, lokuje się na przednim planie w centrum, lecz spoza ramienia spogląda na nią – i na widza – Witkiewicz tragiczny. Linke trafnie uchwycił samą istotę dwoistości, będącej zasadą Witkiewiczowskiego wszechświata. A tym samym pojął, że istota rzeczy, sedno tej osobowości, mieści się m i ę d z y, i ująć je można tylko w r e l a c j i .
W zabawach i na serio celebrował samo przybieranie masek. Maski nosił, bo maska to kamuflaż. Dlatego nie dostrzegano czasem, że jego twarz jest tą lub inną maską. Jednym z tych, którzy potrafili je uchylić, był Jan Leszczyński. „Kto nie znał go bliżej – pisał w księdze pamiątkowej z 1957 roku – dostrzegał przeważnie tylko maskę. Ta maska pokrywała dystans, który go dzielił od otoczenia; stwarzała sztuczną bliskość […]. Gdy maska ta czasami opadała, ukazywał się na chwilę człowiek straszliwie samotny, ponury, rozbity wewnętrznie, wstrząsany potężnymi pasjami, miotany wichrem nieznanych przeciętnemu człowiekowi uczuć metafizycznych, człowiek wspaniały, twórczy i na wskroś tragiczny“.
Witkiewicz stale doskonalił maski, również miny. Mina dotyczy działań czysto doraźnych. Dlatego powinna być czytelna. Mina niedająca się rozpoznać lub dająca się nie dostrzec mija się z celem. Miny Witkacego są przesadnie groteskowe, gdyż mają skutecznie oddziaływać i demaskować, oczyszczać pole sprawom istotnym i poważnym, ale też szyderstwu i niepowadze, bez których rzeczy serio tracą swą głębię. Mają intrygować widza i stawiać minotwórcę w pozycji niezależnego artysty i wolnego człowieka. Są również – a niekiedy przede wszystkim – reakcją na nudę metafizyczną i egzystencjalną. Rozważane teoretycznie, maski i miny to dwie skrajności. I właśnie dlatego czasem, jak zdarza się ekstremom, graniczą ze sobą, mieszając swe natury.
W twórczości – także życiowej – Witkiewicza maski to wyraz jego filozofii człowieka. Pewnej obiektywnej koncepcji, której zresztą za jego życia nie odczytano, a tym bardziej nie doceniono. Natomiast miny i niekonwencjonalne zachowania Witkiewicza były – jak pisałem – bezpośrednim wyrazem jego osobowości, sposobem bycia, znakiem istnienia. To właśnie rzucało się w oczy współczesnym Witkacego i tego aż nazbyt często w nim nie akceptowano. Dziś łatwiej ów rys histrioniczny, posługiwanie się „miną”, uznać za szczególny rys jego osobowości. I należałoby stwierdzić, że cała ta twórczość życiowa, artystyczna i filozoficzna w większym lub mniejszym stopniu naznaczona była „miną“, opakowana w „minę“.
Nie przebadano jeszcze tekstów Witkiewicza pod kątem tej świadomości gry masek, lecz gdy to nastąpi, wyniki mogą okazać się zadziwiające. A chodzi przecież nie tylko o teksty. Wiele swoich masek i min Witkacy programowo fotografował w formie autoportretów lub przy pomocy przyjaciół, znanych fotografów. Wymyślał je, zdejmował aparatem i wklejał do albumów w charakterze eksponatów prywatnego Muzeum Osobliwości. Chodzi o to, by owe wizerunki rozpoznawać i pojmować w przeznaczonej im roli.
Stefan Okołowicz
Stefan Okołowicz
(ur. 1948), malarz, fotograf, witkacolog, współzałożyciel Instytutu Witkacego w Warszawie. Autor opracowań albumów (wraz z Ewą Franczak): Przeciw Nicości (1986), Anioł i Syn – 3o lat dialogu Stanisława i Stanisława Ignacego Witkiewiczów (2015). Autor wystawy Amerykańska zabawa – portrety wielokrotne, która odbyła się we wrześniu 2022 roku w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach.